Słońce grzało nieprzyzwoicie moje policzki. Upalny dzień...Kto by pomyślał że będzie aż czterdziesci stopni?
Panie Boże dlaczego wybrałeś akurat ten dzień?! Ten w którym musialam wracać ze szkoły piechotą? Nie dość, że mam na sobie okrywający prawie całe ciało i żenujący mundurek to swieci takie cholerne słońce.. Następnym razem mógłbyś ostrzegać kiedy masz zamiar znów uczynić dzień upalnym... Albo chociaż sms wysłać. Ugh... Najchętniej znalazłabym się w jakimś mega klimatyzowanym pomieszczeniu... Nie mam siły już iść.
- Hej piękna! Potrzebujesz podwózki?
- Michael! - krzyknełam uradowana, gdy ujrzałam obok siebie zatrzymującą się ciężarówkę - Spadłeś mi jako grom z jasnego nieba!
- No ba! Wskakuj. Tylko wlaź na tyły...Przód mam cały przeładowany.
- Okey! - Odpowiedziałam po czym szybko wsiadłam do wozu.
Nie wyobrażacie sobie jaką ją w tym momencie radością emanowałam. To wspaniałe uczucie kiedy pragniesz czegoś całym sobą i dosłownie za chwilę dostajesz to pod samiutki nos. Teraz mój spocony tyłek zostanie podwieziony pod same drzwi. Czy można chceć coś więcej w tak upalny dzień? Nie sądzę...Oh...I jeszcze ta myśl, iż dosłownie za parę minut będę mogła wziąć chłodny i orzezwiajcy prysznic.
- Ciężki dzień? - spytał Michael.
- Strasznie...
- A to co takiego się stało?
- Nic, po prostu strasznie napięty grafik...I do tego jeszcze ten upał. Jednym słowem ujmując- MASAKRA. - Odpowiedziałam zażenowana.
Michael uśmiechnął się pocieszająco.
- Oj młoda nawet nie wiesz jak Cię rozumiem...Też kiedyś byłem w Twoim wieku.
Typowe. Ameryki nie odkryłeś, koleś.
- Czemu zjeżdżamy na poboczne? - spytałam zdziwiona, gdy poczułam jak ciężarówka zaczyna skręcać.
Myślałam, iż będę podwieziona pod sam dom, a nie trzy kilometry od niego i to jeszcze na jakimś polu...Czy on zwariował? Nie będę szła taki kawał. Nie ma mowy.
- Muszę przepakować parę paczek. Zasłaniają mi lusterka boczne. - Odpowiedział chłopak z dziwnym błyskiem w oku.
- Aha, no ok. - Właściwie to nie ok, frajerze. Ja chce do domu!!!
Proszę szybciej!! Prysznic na mnie czeka, no! Paczki mu popatrz przeszkadzają. Lepszego momentu nie mógł już sobie wybrać...
- O Matko! - krzyknęłam z przerażenia, gdy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. - Ale mnie przestraszyłeś.
Spojrzałam w stronę chłopaka, ale gdy tylko go dostrzegłam wiedziałam że to nie jest już Michael jakiego znałam. Zimne oczy przepełnione wrogością i czymś w rodzaju pożądania...Kąciki ust uniesione tajemniczo ku górze wróżyły nadejście czegoś, czego w tym momencie najbardziej się obawiałam. Nie...On nie może tego zrobić...On taki nie jest...Powtarzałam sobie to w głowie tysiąc razy, ale chłopak był coraz bliżej. Uśmiech nadal nie znikał z jego twarzy, a oczy już całe zostały wypełnione podnieceniem...To się nie może tak skończyć. Michael zaraz powie, że żartował i zabierze mnie prosto do domu."Zabierze mnie prosto do domu..." Powtarzam to sobie jak mantrę, podczas gdy on dobierał się już do mojej spódniczki. Łzy strumieniami leciały po mojej twarzy, a moje usta wciąż błagały go żeby przestał. Z każdym kolejnym szlochem jego uśmiech stawał się coraz szerszy...Nie był to jednak taki uśmiech, który zawsze gościł na twarzy Michaela, był on przepełniony łajdactwem, nieprawością oraz okrucieństwem.
Panie Boże dlaczego wybrałeś akurat ten dzień?! Ten w którym musialam wracać ze szkoły piechotą? Nie dość, że mam na sobie okrywający prawie całe ciało i żenujący mundurek to swieci takie cholerne słońce.. Następnym razem mógłbyś ostrzegać kiedy masz zamiar znów uczynić dzień upalnym... Albo chociaż sms wysłać. Ugh... Najchętniej znalazłabym się w jakimś mega klimatyzowanym pomieszczeniu... Nie mam siły już iść.
- Hej piękna! Potrzebujesz podwózki?
- Michael! - krzyknełam uradowana, gdy ujrzałam obok siebie zatrzymującą się ciężarówkę - Spadłeś mi jako grom z jasnego nieba!
- No ba! Wskakuj. Tylko wlaź na tyły...Przód mam cały przeładowany.
- Okey! - Odpowiedziałam po czym szybko wsiadłam do wozu.
Nie wyobrażacie sobie jaką ją w tym momencie radością emanowałam. To wspaniałe uczucie kiedy pragniesz czegoś całym sobą i dosłownie za chwilę dostajesz to pod samiutki nos. Teraz mój spocony tyłek zostanie podwieziony pod same drzwi. Czy można chceć coś więcej w tak upalny dzień? Nie sądzę...Oh...I jeszcze ta myśl, iż dosłownie za parę minut będę mogła wziąć chłodny i orzezwiajcy prysznic.
- Ciężki dzień? - spytał Michael.
- Strasznie...
- A to co takiego się stało?
- Nic, po prostu strasznie napięty grafik...I do tego jeszcze ten upał. Jednym słowem ujmując- MASAKRA. - Odpowiedziałam zażenowana.
Michael uśmiechnął się pocieszająco.
- Oj młoda nawet nie wiesz jak Cię rozumiem...Też kiedyś byłem w Twoim wieku.
Typowe. Ameryki nie odkryłeś, koleś.
- Czemu zjeżdżamy na poboczne? - spytałam zdziwiona, gdy poczułam jak ciężarówka zaczyna skręcać.
Myślałam, iż będę podwieziona pod sam dom, a nie trzy kilometry od niego i to jeszcze na jakimś polu...Czy on zwariował? Nie będę szła taki kawał. Nie ma mowy.
- Muszę przepakować parę paczek. Zasłaniają mi lusterka boczne. - Odpowiedział chłopak z dziwnym błyskiem w oku.
- Aha, no ok. - Właściwie to nie ok, frajerze. Ja chce do domu!!!
Proszę szybciej!! Prysznic na mnie czeka, no! Paczki mu popatrz przeszkadzają. Lepszego momentu nie mógł już sobie wybrać...
- O Matko! - krzyknęłam z przerażenia, gdy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. - Ale mnie przestraszyłeś.
Spojrzałam w stronę chłopaka, ale gdy tylko go dostrzegłam wiedziałam że to nie jest już Michael jakiego znałam. Zimne oczy przepełnione wrogością i czymś w rodzaju pożądania...Kąciki ust uniesione tajemniczo ku górze wróżyły nadejście czegoś, czego w tym momencie najbardziej się obawiałam. Nie...On nie może tego zrobić...On taki nie jest...Powtarzałam sobie to w głowie tysiąc razy, ale chłopak był coraz bliżej. Uśmiech nadal nie znikał z jego twarzy, a oczy już całe zostały wypełnione podnieceniem...To się nie może tak skończyć. Michael zaraz powie, że żartował i zabierze mnie prosto do domu."Zabierze mnie prosto do domu..." Powtarzam to sobie jak mantrę, podczas gdy on dobierał się już do mojej spódniczki. Łzy strumieniami leciały po mojej twarzy, a moje usta wciąż błagały go żeby przestał. Z każdym kolejnym szlochem jego uśmiech stawał się coraz szerszy...Nie był to jednak taki uśmiech, który zawsze gościł na twarzy Michaela, był on przepełniony łajdactwem, nieprawością oraz okrucieństwem.
Muszę się ratować. Przecież nie pozwolę zrobić sobie krzywdy...To się nie może tak skończyć. Maje ciało ze strachu zaczęło całe drżeć, gdyż uświadomiłam sobie że nie mam czym się bronić. On napalony już na całego powoli zdejmował z siebie garderobę. " Boże! MYŚL IDIOTKO!" - dopingowałam sama siebie.
Zaczęłam kopać go po twarzy. On jednak zdawał się tym w ogóle nie wzruszony. Szybkim ruchem złapał moje kostki obydwoma rękami uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Skoro nogi mam zablokowane to trzeba wykorzystać ręce. Zacisnęłam je w pięści, po czym z całej siły zadawałam ciosy w nos i w oczy. Dostrzegłam, iż jego twarz momentalnie zmieniła swój wyraz. Teraz stała się bardziej brutalna.Wiedziałam, ze już przegrałam. Krzyczałam jednak na cały głos w nadziei, iż ktokolwiek był by w stanie mnie usłyszeć.
Po chwili nie mogłam wydusić z siebie już żadnego słowa...Moje ciało w całości pokryło się okropnym bólem. Błagałam, żeby przestał, ale on zachowywał się tak jakby w ogóle tego nie słyszał. W zamian za to poruszał się coraz bardziej brutalnie..A gdy próbowałam odepchnąć go swoimi zdrętwiałymi rękami, on bił mnie po twarzy.Nie wiem już nawet czy płaczę, czy szlocham... W uszach słyszę tylko szum własnej krwi, a ból nie daje mi racjonalnie myśleć. Chcę tylko, aby ten koszmar się skończył..
- Oj, Alice. Ty naiwna idiotko... - powiedział szyderczym głosem.
"Ojcze Nasz, któryś Jest w Niebie..." Modliłam się resztkami sił. Przez łzy widziałam tylko tą jego okropną twarz..."Ojcze Nasz..." Ojcze...
- Hej, hej, hej!Ci....Już dobrze...Już wszystko dobrze... - usłyszałam czyjś głos.
- Nieee! Zostaw mnie!! NIE !!!
- Kat...Alice, to ja. Harry...Uspokój się. Już wszystko dobrze. - powtarzał chłopak.
- Nie!! Ja muszę uciekać! Muszę się ratować! On nie może mi tego zrobić! - zaraz, zaraz...Harry tu jest! On mnie uratuje! - Harry!! Ratuj mnie! Nie widzisz co on mi robi!??
- Co Ci robi skarbie? Przecież nic się dzieje, Alice...To tylko zły sen...Spokojnie.Oddychaj.
To tylko sen...To tylko sen...Ogarnij się. To przecież tylko sen. Harry tu jest. Jesteś bezpieczna.
- Harry? - spytałam drżącym głosem
- Tak?
- Mogę się do Ciebie przytulić?
- Ależ kochana, Ty jesteś już w moich objęciach. - odpowiedział spokojnie całując mnie w sam czubek głowy. - Tylko otwórz oczy. Zobacz jestem tutaj.
Bałam się jak cholera. Co jeśli je otworzę i zamiast twarzy Harrego zobaczę jego twarz? Nie...Nie zrobię tego. Nie mogę, nie mogę, nie mogę.
- Alice... - usłyszałam szept - Otwórz oczy. - dodał, po czym spokojnymi ruchami zaczął kreślić kółka na moich plechach. - Jestem tutaj...
Zrobiłam to. Zrobiłam, a moim oczom ukazała się przepełniona strachem a zarazem ogromną czułością twarz chłopaka... Chłopaka, któremu zawdzięczam więcej, niż komukolwiek innemu na świecie.
__________________________________________________________________________________________
Skarbeńki moje! Jeszcze tylko taka mała notka. Część druga rozdziału pojawi się dzisiaj w nocy oraz oficjalnie od dnia dzisiejszego rozdziały będą dodawane systematycznie co tydzień - w soboty. Zapraszam <3 I najważniejsze CZYTASZ - KOMENTUJESZ.
__________________________________________________________________________________________
Skarbeńki moje! Jeszcze tylko taka mała notka. Część druga rozdziału pojawi się dzisiaj w nocy oraz oficjalnie od dnia dzisiejszego rozdziały będą dodawane systematycznie co tydzień - w soboty. Zapraszam <3 I najważniejsze CZYTASZ - KOMENTUJESZ.
raaaaany! *O* mama mi da szlaban dzieki Tobie bo nie zasne-bede czekac na kolejny wpis :D
OdpowiedzUsuńO Matko! xd To już się biorę do roboty <3
Usuń