niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 10 "We can have forever"



*
No więc tak...
Minął już spory kawał czasu i strasznie  Was za to przepraszam.
Dużo się ostatnio działo i nie potrafiłam zagospodarować sobie choć chwili czasu.
Jednak każdego dnia o Was pamiętałam. 
Chciałabym podziękować za dodanie się do mojej króciutkiej listy obserwatorów
i za każde wejścia podczas mojej nieobecności. 
Napisze coś jeszcze pod rozdziałem,
a teraz miłego czytania! <3
*




Obudziło mnie głośne pikanie. Ból mięśni oraz tysiące igieł rozsadzających moją głowę przyprawiały mnie o mdłości. Żołądek skakał po całym ciele, a krew pulsowała zbyt szybko. I do tego jeszcze ten nieprzyjemny smak rdzy w moich ustach...
Powoli próbowałam otworzyć swoje oczy, jednak powieki wydawały się zbyt ciężkie. Nie pozostawało mi nic innego jak obudzić po kolei swoje zmysły. Najpierw zdałam się na swój węch. Czułam zapach czystości, krochmalu i tulipanów. Słyszałam czyjś oddech oraz szuranie i szmery dochodzące z daleka. Czułam jak jakaś szorstka tkanina okrywa moje ciało i jak ktoś delikatnie głaszcze mnie po dłoni. Ten dotyk byłam w stanie rozpoznać wszędzie. Szorstka, a zarazem delikatna skóra, zapach lekkiej mięty i męskich perfum.
Harry.
Jak na zawołanie moje oczy otworzyły się szeroko. Oślepiające światło nie pozwalało mi na zobaczenie czegokolwiek, jednak po jakimś czasie wygrałam i ujrzałam go. Te pięknie wyeksponowane kości policzkowe, różowe usta, i zielone oczy. Wyglądał jak Dawid stojący i obnażony na placu we Florencji. Czegóż chcieć więcej?
Chciałam coś powiedzieć, odezwać się, zrobić cokolwiek żeby tylko na mnie spojrzał, jednak nie potrafiłam odkleić swoich ust. Coś było nie w porządku...Czułam to. Chłopak zmartwionymi oczami wpatrywał się w podłączoną do mojej skóry aparaturę, a jego mokre usta lekko drżały...
"Harry!" - krzyczałam w duszy. Proszę spójrz na mnie...Zobacz, jestem tutaj. Ughh!! Cholera!
Kiedy chłopak od paru dobrych minut nie poruszył swojej głowy chociaż o milimetr, spróbowałam poruszyć swoją ręką. Za pierwszym razem efekt był oczywiście niedostrzegalny, jednak za drugim Harry spojrzał gwałtownie w stronę naszych splecionych dłoni. W jego oczach pojawiły się iskry zdziwienia, strachu i nadziei. Już sama pogubiłam się w jego nastroju. Był szczęśliwy, czy nie?
Poruszyłam ręką po raz trzeci, aby jego wzrok w końcu spoczął na moim, jednak szło nieco opornie. Jego głowa bardzo powoli wznosiła się ku górze, a moje ciało płonęło, aby tylko zagłębić się w jego spojrzeniu.
Udało się. I czas jakby nagle dla nas stanął. Nie liczyło się gdzie jestem, co się stało, ani dlaczego tak mocno czuje zapach tulipanów. Liczył się tylko on. Nie potrzebowaliśmy słów, aby tłumaczyć sobie cokolwiek. Wiedziałam, że był tutaj dla mnie. Wyczerpany i zmartwiony. On wiedział zaś, że otworzyłam oczy tylko dla niego.
- Alice...- wychrypiał - O Mój Boże, nic Ci nie jest.
Pokiwałam głową szeroko się uśmiechając. 
Chciałam powiedzieć mu tak wiele rzeczy, tyle myśli naraz przychodziło mi do głowy, jednak moja krtań była zbyt obolała, aby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk...
- Boże, tak się bałem, ze już było za późno...On...Ja nie wiedziałem, ze on posunie się tak daleko...Leżałaś na podłodze prawie martwa, a ja... - urwał przyciskając usta do mojego czoła, następnie do szyi, rąk i dłoni - Przepraszam...
O czym on w ogóle mówi? Ja na podłodze prawie martwa? Przecież ja szperałam w jego rzeczach. Nie powinien być na mnie zły?
Momentalnie zaczęłam rozglądać się po otaczającym mnie pomieszczeniu. Białe ściany, zasłony i szafki. Metalowe łóżko, miękka zielona podłoga i ogromne jasne drzwi. Szpital. Szpital? Co do cholery? 
- Harry, ja...nie wiem co się stało...Ja byłam w domu i szukałam...
- Ci...- ucieszył mnie chłopak, gdy aparatura zaczęła pikać głośniej. 
Przecież widziałam ją już wcześniej, dlaczego ja...? Ugh... Co się ze mną dzieje?!!! 
O Matko! Harry tu jest! Jest ze mną...Na pewno zaraz mnie stad wyciągnie.
- Harry, ja nie wiem co...się ze mną...dzieje...- wykrztusiłam kaszląc. - Moje myśli...one nie są...
I nagle go zobaczyłam. Stał przy ogromnych drzwiach  szpitala. Tak samo przerażający jakiego zapamiętałam. Jego uśmiech był przesycony nienawiścią i łajdactwem. 
Moje ciało zaczęło panikować. Każda moja komórka wręcz krzyczała z przerażenia. Chciałam uciec. Chciałam się jak najszybciej stąd wydostać. Nie mogę tu dłużej zostać, nie gdy on jest w pobliżu.
Ale co z Harrym? Pobiegnie za mną?!  Czułam jak szaleńcze myśli kłębią się po mojej głowie, ale nie mogłam nic z nimi zrobić.  Rzucałam się z jednego końca łóżka na drugi, aby tylko odpiąć się od coraz głośniej pikającej, gównianej maszyny.
Krew zaczęła spływać po moich rękach od pourywanych wenflonów. Wszystko zaczęło mnie szczypać i piec, twarz cała zalała się łzami. ale cały czas go widziałam. Wiedziałam, że tam stoi.
- Alice...O Mój Boże, co się dzieje?!
Stoi i czeka żeby tylko mnie złapać. Czeka, aż się poddam. Nie dam mu tej satysfakcji, nie pozwolę mu na to! Muszę uciec.
- Panie doktorze, ja nie wiem...Ona tak po prostu...ja...
- Musiała mieć więcej benzydaminy we krwi, niż się tego spodziewaliśmy. Proszę się teraz uspokoić. Zaraz podamy jej coś na uspokojenie.
NIEEE!!!! Muszę stąd wyjść!!! Zostawcie mnie!!!!!
- Nie, nie, nie!! On tu jest, ja muszę wyjść. Harry, ja muszę wyjść!!!!!!! Harry!!
- Alice, ci...Tu jesteś bezpieczna...Jestem z Tobą, tu jest tylko lekarz...
Niee!!! On nic nie rozumie!! Ja muszę wyjść, muszę wyjść, muszę wyjść...Muszę...



~*~




- I jak się czujesz? - spytał Harry
- Jak jeden wielki kawałek gówna - zażartowałam, na co uśmiechnął się lekko.
Jego spojrzenie było tak delikatne i ciepłe, iż myślałam że rozpłynę się jak malutka kostka cukru polana wrzątkiem. To by było dość zabawne, bo ogromna dawka narkotyku, którą podał mi James nie zabiłaby mnie tak jak te cholerne zielone oczy.
Wracając do sprawy z Jamesem, nie była ona tak skomplikowana jak wyobraziła to sobie moja głowa, ale na całe szczęście po kilku dniach spędzonych w szpitalu udało mi się dojść do jakiegoś ładu i składu. Harry oczywiście spędzał ze mną te koszmarne dni przynosząc czasem coś dobrego do zjedzenia.
Sprawa wyglądała w ten sposób, że James przychodząc do domu Harrego wstrzyknął mi jakieś okropne szmacidło , coś czego nazwy nawet nie jestem w stanie zapamiętać. W każdym bądź razie zrobiło to z moją głową co tylko chciało. Pokazało mi jakieś nierealistyczne wizję, które wprowadziły mnie w stan depresji i lęku. Wszystko to było tylko wytworem mojej wyobraźni. TYLKO albo AŻ. Ale to już teraz nie jest ważne. Bardzo dużo rozmawiałam o tej sprawię z Harrym i on ma już jakiś plan, a ja jestem chętna mu w tym pomóc. Teraz kiedy James i tak już wie o moim istnieniu, ukrywanie mnie nie miałoby najmniejszego sensu.
Harry bardzo dużo opowiadał mi o Nicole i dowiedziałam się przy okazji wielu innych ciekawych rzeczy. Tak, byli ze sobą bardzo szczęśliwi i ona jako jedyna wiedziała gdzie Harry chowa swoją ulubioną koszulkę, którą dostał od samego Robbiego Williamsa i przyrzekł że nigdy jej nie założyć. I ona  jako jedyna mogła w niej chodzić. Chłopak obiecał mi, że jeśli sobie zasłużę, to powie mi gdzie ona jest, ale ja doskonale widziałam gdzie się znjaduje. W końcu przeszukałam mu cały dom, co nie? Ale niech to pozostanie moim sekretem...
Wszystkie informacje, których dowiedziałam się na temat Harrego i Nicole z szuflad chłopaka okazały się być prawdą. Gwałt, ucieczka z fałszywymi paszportami, wniosek, wszystkie wiadomości...To działo się na prawdę i jest mi z tego powodu strasznie go żal. Życie już nieźle dało mu w dupę, a do tej pory musi użerać się z nierozwiązanymi sprawami z przeszłości. A najgorsze jest to, że tą nierozwiązaną sprawą jest koleś, który odebrał mu miłość jego życia.
Następną ważną dla mnie rzeczą jest to, iż udało mi się przywołać wspomnienia z mojego życia, udało mi się chodź trochęć je sobie przypomnieć.  Przynajmniej wiem jak wygląda moja mama i teraz mogę zacząć jej szukać... To już jakieś fundamenty reszty sukcesu...
Została tylko jedna sprawa, o której nie rozmawiałam z Harrym. Taka jedna sprawa, która kiedyś była dla mnie bardzo odległa i...straszna. Bałam się jej. A raczej bałam się samej siebie i tej decyzji, która czekała na mnie do podjęcia. Jednak podczas mojej małej podróży do wymyślonego przeze mnie miejsca podjęłam pewną decyzję.



*retrospekcja*

To był ten moment, decydujący moment. Albo się teraz poddam, ale będę walczyć do samego końca.
Nie wiem jeszcze dokładnie o co, ale już podjęłam decyzję.

**

Teraz już wiem o co tak naprawdę walczyłam. Nie chodziło o byle jakaś nagrodę czy satysfakcję, tu chodziło o coś większego. Chodziło o wspaniałe chwile, szczęśliwe poranki, ciepłe spojrzenia, przyśpieszone bicia serca. O wszystkie te drobne rzeczy, które sprawiają że jest się szczęśliwym. Przede wszystkim, chodziło o widok zbliżającego się w stronę moich ust Harrego , dokładnie tak jak w tej chwili, o poczucie jego dotyku i smaku jego warg. O spojrzenie pełne miłości i podekscytowania z każdym kolejnym pocałunkiem.
Wiedziałam, że to była dobra decyzja.
Wiedziałam, że moje życie zaczęło się od momentu kiedy zgodziłam się z nim być.
Moje życie zaczęło się właśnie teraz.



~*~


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
hejoszki kochani xd 
od dzisiaj ( obietnica na mały palec xd ) 
tego własnie dnia obiecuję Wam, iż wynagrodzę moją nieobecność 
Następny rozdział będzię już w następny weekend !! 
i ostatnio naszła mnie dzika myśl na założenie nowego bloga
... z Douglasem , który jeeeest strasznie przystojny :D 
ale jeszcze nic nie jest pewne ;C 
Chciałabym także podziękować Cookies za nominację
kochana jestes moja ty ! <33333
ale było to już tak dawno że to bezsensu abym coś z tym teraz zrobiła 
Kocham Cię tak czy inaczej i nadrobię wszelkie zaległości na twoim blogu :* 
Mam nadzieję, że pojawiii się chociaż kilka komentarzy C:
Kocham i przepraszam .
Do weekendu !!!!